Przejdź do głównej zawartości

Supeł.

Pewność siebie to nie są splątane słowa.
A ja dzisiaj czuję ten supeł w moim przełyku, czuję go nieco lżej, ale jednak.
Oplata on moje perfekcyjnie ułożone w głowie zdania, które aż rwą się, żeby ujrzeć światło dzienne.
Niektórym się udaje, jednak po stoczonej walce nigdy nie są tak barwne jak ich pierwowzory. 

To smutne. 

Chciałabym umieć dzielić się wszystkimi moimi wizjami w takiej formie, w jakiej rodzą się w moich myślach. Chciałabym bez zająknięcia przekazać o czym marzę, a czego się boję. Chciałabym opowiadać o małych modliszkach i o zwiewnej chabrowej sukience, która delikatnie powiewa przy morskiej bryzie. Chciałabym dzielić się słowami, a milczę.

Milczenie jest złotem, chociaż w tym przypadku to chyba tombakiem. Strach przed krytyką. Chowam się w sobie. 

Niewystarczająco dobra. 
Ale dobra do czego?






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

watch me as I am

Głowa pełna myśli. Obok herbata pachnąca zimą, mimo że w kalendarzu wiosna. Za oknem aura wciąż zimowa, więc i herbata wpasowuje się w tę konwencję. Jak dobrze jest wiedzieć dokąd iść. Gdzie zmierzać. Łatwo się zagubić. Ale ważne jest, żeby wciąż szukać swojej drogi, mimo chwilowego zwątpienia. Myślę, że znalazłam. Lekkość, jaką przy tym posiadam wskazuje mi, że podążam w dobrym kierunku. Ale i pracy przede mną sporo. Co cieszy. Dążenie do realizacji swoich planów, marzeń. Na jakiś czas zapomniałam czym są marzenia. Dziś je odnajduję. I szukam tego, co zwą szczęściem wszędzie dookoła siebie. Im bardziej szukam, tym więcej znajduję. Świat dziś cieszy bardziej niż kiedyś. Zachować beztroskość dziecka wraz z odpowiedzialnością dorosłego to dopiero jest sztuka. Sama beztroska może więcej zrobić złego niż przypuszczamy.

Palce w solonym karmelu.

Połowa lutego. Luty jest trudny. Mieszanina smaków.  Trochę jak solony karmel.  Lampka różowego wina i ja sama ze sobą. Takie spotkania są najbardziej owocne.  Jeszcze trochę ponad rok temu byłam w zupełnie innym miejscu. Jeszcze nie wiedziałam dokąd zmierzam i czego tak naprawdę chcę.  Dzisiaj błądzę trochę mniej.  Dotykam opuszkami palców swoich marzeń, trochę po omacku, a trochę z przeświadczeniem, że jest dobrze nawet gdy się gubię. Poszukiwanie siebie to zawsze właściwa droga. 

Odwaga.

Jestem odważna. Potrafię zaryzykować. Wyruszyć w samotną wędrówkę. Szukać kotów w schroniskach i uśmiechów na dachach. Bezczelnie się śmiać. I zrywać bez z krzaków. Boję się. Za każdym razem, gdy mam wyruszyć w drogę boję się tak bardzo, że moje palce drżą na samą myśl. Drżą ze strachu, ale i z podniecenia. Czasem szukam schronienia, a czasem sama wystawiam się na stracenie. A potem stracenie okazuje się ocaleniem. I tak ocalam się dzień po dniu, nie pozwalam sobie spocząć. Czasem przykucnę na chwilę, miesiąc, rok, może dwa. Wydawało mi się, że się schroniłam. Bezsilna. Potem wymiatam te koty z tego schroniska. Rozbijam resztki wazonów. Wylewam wodę. Kwitnie kalina. Kolejny rok. Słyszę wołanie. Czy to ty, mój miły, czy to echo w studni?