Przejdź do głównej zawartości

Rozsypany brokat.

Nie znoszę fałszu. Oblepia ręce jak tłusta maź, trudna do zmycia. Pocieram palcami z nadzieją, że zniknie. Czarne plamy. Uśmiechasz się, jak gdyby nigdy nic. Znów ferma strusi. Tkwimy wwierceni w okoliczności, nie do końca nasze wybory. Splot losu. Ja w tym wszystkim siedzę na dachu i dyndam sobie stopami, tak jak od zawsze marzyłam. I patrzę w gwiazdy. Otula mnie miękkość pluszu. Tylko ta cholerna maź nie daje spokoju. Czym się to zmywa?
Myślę. A gdzie siedzisz ty? Czy dotykasz dłonią dokładnie tych gwiazd, które od zawsze krążyły po twoich orbitach? A może zdałaś się na ślepy los, ten sam, który w dziwnych okolicznościach złączył nasze drogi? Pozwoliłaś swojej rzece płynąć jak zapragnie, bez nadawania jej kierunku. A teraz z żalu, zazdrości, czy niezrozumienia zaciskasz pięści na moich nadgarstkach. Oblepiasz. Wiem, jesteś głodna.
Jakiś czas temu zamknęłam się w sobie, stworzyłam sobie swoją bezpieczną przystań. Odizolowałam się od toksycznych ludzi. Byli szkodliwi, marudni, zazdrośni, płytcy. Nie ufam. Nie szukam. Nie zmieniam. Byłam samotna, aż wreszcie odnalazłam siebie i własny kosmos. 
A teraz ty próbujesz wtargnąć bez pytania, ingerujesz w moje wzory, rozgrzebujesz tak misternie grabione przeze mnie stosiki. Poskładałam się sama, a teraz ty po cichu, za plecami wyjmujesz pojedyncze elementy mojej układanki. Być może myślisz, że z tych puzzli odbudujesz siebie, przejmiesz kontrolę. Zapomniałaś tylko o jednym. One rozpryskują się na miliony maleńkich szkiełek w momencie, gdy trafiają w ręce, które nie potrafią ich oswoić. Zostanie z nich tylko rozsypany brokat. A nim się nie nakarmisz. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

watch me as I am

Głowa pełna myśli. Obok herbata pachnąca zimą, mimo że w kalendarzu wiosna. Za oknem aura wciąż zimowa, więc i herbata wpasowuje się w tę konwencję. Jak dobrze jest wiedzieć dokąd iść. Gdzie zmierzać. Łatwo się zagubić. Ale ważne jest, żeby wciąż szukać swojej drogi, mimo chwilowego zwątpienia. Myślę, że znalazłam. Lekkość, jaką przy tym posiadam wskazuje mi, że podążam w dobrym kierunku. Ale i pracy przede mną sporo. Co cieszy. Dążenie do realizacji swoich planów, marzeń. Na jakiś czas zapomniałam czym są marzenia. Dziś je odnajduję. I szukam tego, co zwą szczęściem wszędzie dookoła siebie. Im bardziej szukam, tym więcej znajduję. Świat dziś cieszy bardziej niż kiedyś. Zachować beztroskość dziecka wraz z odpowiedzialnością dorosłego to dopiero jest sztuka. Sama beztroska może więcej zrobić złego niż przypuszczamy.

Palce w solonym karmelu.

Połowa lutego. Luty jest trudny. Mieszanina smaków.  Trochę jak solony karmel.  Lampka różowego wina i ja sama ze sobą. Takie spotkania są najbardziej owocne.  Jeszcze trochę ponad rok temu byłam w zupełnie innym miejscu. Jeszcze nie wiedziałam dokąd zmierzam i czego tak naprawdę chcę.  Dzisiaj błądzę trochę mniej.  Dotykam opuszkami palców swoich marzeń, trochę po omacku, a trochę z przeświadczeniem, że jest dobrze nawet gdy się gubię. Poszukiwanie siebie to zawsze właściwa droga. 

Odwaga.

Jestem odważna. Potrafię zaryzykować. Wyruszyć w samotną wędrówkę. Szukać kotów w schroniskach i uśmiechów na dachach. Bezczelnie się śmiać. I zrywać bez z krzaków. Boję się. Za każdym razem, gdy mam wyruszyć w drogę boję się tak bardzo, że moje palce drżą na samą myśl. Drżą ze strachu, ale i z podniecenia. Czasem szukam schronienia, a czasem sama wystawiam się na stracenie. A potem stracenie okazuje się ocaleniem. I tak ocalam się dzień po dniu, nie pozwalam sobie spocząć. Czasem przykucnę na chwilę, miesiąc, rok, może dwa. Wydawało mi się, że się schroniłam. Bezsilna. Potem wymiatam te koty z tego schroniska. Rozbijam resztki wazonów. Wylewam wodę. Kwitnie kalina. Kolejny rok. Słyszę wołanie. Czy to ty, mój miły, czy to echo w studni?