Przejdź do głównej zawartości

Face to face interaction.

Ach, jak ja czasem marzę o tym, żeby być szczerą i bezpośrednią, nie chować się za płaszczykiem 'tegoniewypadapowiedzieć', tylko być sobą, obracać się wśród ludzi ulepionych z podobnej gliny, którzy mają coś do powiedzenia, coś kochają, w czymś się sprawdzają, wiedzą czego chcą i ku temu biegną. Czasem przypadkowe spotkania, gesty, sytuacje sprawiają, że wpadamy w wir znajomości, które nie do końca nam odpowiadają. Teraz czuję, że jestem w tym wirze głęboko zakorzeniona z każdej strony.
Jak wielu ludzi bez ambicji, bez sensu istnienia stąpa po drogach dzisiejszego świata. Gonią za pieniędzmi, karierą, a zapominają o sobie, swoich wewnętrznych potrzebach, które trzeba karmić.


A może nie każdy je posiada? Może nie każdego przechodzą dreszcze podniecenia przy czytaniu dobrej książki, może nie dla każdego poezja jest motylami w brzuchu, może obrazy nie dla wszystkich mają głębsze znaczenie niż to dosłowne... Może nie każdemu chce się babrać w słownych potyczkach i interpretacjach?


Jak bardzo chciałabym móc przedyskutować z kimś 'Nieznośną lekkość bytu' , zadać kilka nurtujących pytań, zastanowić się nad sensem miłości i pożądania, poznać czyjeś wewnętrzne przemyślenia. Jak bardzo chciałabym po przeczytaniu wiersza Wordswortha mieć możliwość wykrzyknięcia: 'Ach jakie to niesamowite! Czujesz to?'  Jak bardzo chciałabym podyskutować o Witkacym, jego podejściu do życia, jego egzystencjalnym bólu, który z pewnością czuł. O Witkacy, Mistrzu, nie myliłeś się w swych proroctwach. Nasze społeczeństwo zmierza ku zagładzie. Wiem już, dlaczego byłeś przeciwnikiem kina. Ono zabija wyobraźnię, zabija myślenie, spłaszcza wszystko co możliwe. Za filmami nadeszła era powszechnie dostępnej i ogłupiającej telewizji. Kolejnym krokiem był Internet. Jesteśmy jak konie z założonymi po bokach zaślepkami, nie widzimy nic ponad to, co jest bezpośrednio przed nami. Żyjemy z dnia na dzień, bez celu. Nie postrzegamy piękna, jakie każdego dnia oferuje nam świat, nie widzimy w czym tkwi sens. Stajemy się zautomatyzowanymi świniami. Dzień-noc, dzień-noc. Nasz rytm.
Nie myliłeś się.
Jak ja tęsknię za papierowymi listami, późnymi nocnymi rozmowami o bycie i niebycie, kubkiem herbaty w ręku i dobrą książką, którą można się dzielić.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

watch me as I am

Głowa pełna myśli. Obok herbata pachnąca zimą, mimo że w kalendarzu wiosna. Za oknem aura wciąż zimowa, więc i herbata wpasowuje się w tę konwencję. Jak dobrze jest wiedzieć dokąd iść. Gdzie zmierzać. Łatwo się zagubić. Ale ważne jest, żeby wciąż szukać swojej drogi, mimo chwilowego zwątpienia. Myślę, że znalazłam. Lekkość, jaką przy tym posiadam wskazuje mi, że podążam w dobrym kierunku. Ale i pracy przede mną sporo. Co cieszy. Dążenie do realizacji swoich planów, marzeń. Na jakiś czas zapomniałam czym są marzenia. Dziś je odnajduję. I szukam tego, co zwą szczęściem wszędzie dookoła siebie. Im bardziej szukam, tym więcej znajduję. Świat dziś cieszy bardziej niż kiedyś. Zachować beztroskość dziecka wraz z odpowiedzialnością dorosłego to dopiero jest sztuka. Sama beztroska może więcej zrobić złego niż przypuszczamy.

Palce w solonym karmelu.

Połowa lutego. Luty jest trudny. Mieszanina smaków.  Trochę jak solony karmel.  Lampka różowego wina i ja sama ze sobą. Takie spotkania są najbardziej owocne.  Jeszcze trochę ponad rok temu byłam w zupełnie innym miejscu. Jeszcze nie wiedziałam dokąd zmierzam i czego tak naprawdę chcę.  Dzisiaj błądzę trochę mniej.  Dotykam opuszkami palców swoich marzeń, trochę po omacku, a trochę z przeświadczeniem, że jest dobrze nawet gdy się gubię. Poszukiwanie siebie to zawsze właściwa droga. 

Odwaga.

Jestem odważna. Potrafię zaryzykować. Wyruszyć w samotną wędrówkę. Szukać kotów w schroniskach i uśmiechów na dachach. Bezczelnie się śmiać. I zrywać bez z krzaków. Boję się. Za każdym razem, gdy mam wyruszyć w drogę boję się tak bardzo, że moje palce drżą na samą myśl. Drżą ze strachu, ale i z podniecenia. Czasem szukam schronienia, a czasem sama wystawiam się na stracenie. A potem stracenie okazuje się ocaleniem. I tak ocalam się dzień po dniu, nie pozwalam sobie spocząć. Czasem przykucnę na chwilę, miesiąc, rok, może dwa. Wydawało mi się, że się schroniłam. Bezsilna. Potem wymiatam te koty z tego schroniska. Rozbijam resztki wazonów. Wylewam wodę. Kwitnie kalina. Kolejny rok. Słyszę wołanie. Czy to ty, mój miły, czy to echo w studni?